JuraPark w Solcu Kujawskim

W ramach "Wakacji z Babylandią" zabiorę Was dziś do Solca Kujawskiego, a dokładniej - do JuraParku :) Byliśmy tam w zeszłym roku, ale jestem pewna, że prędzej czy później odwiedzimy to miejsce ponownie.
   
   
Ogólnie JuraPark oferuje całą masę atrakcji - Muzeum Ziemi, Park Dinozaurów, Kino 5D, Park Rozrywki, ogrooomny plac zabaw...

W ramach biletu wstępu (aktualnie: 28 zł - normalny, 22 zł - ulgowy, dzieci do lat 4 - wstęp wolny) możemy zwiedzić Muzeum Ziemi i Park Dinozaurów... Poza tym całkowicie darmowy jest plac zabaw. Kiedy byliśmy tam rok temu wszelkie karuzele i inne atrakcje w Parku Rozrywki były płatne dodatkowo, tak jak i wstęp do kina. Nie wiem jak jest teraz, możliwe, że sporo się zmieniło, bo z tego co zauważyłam na stronie internetowej to ceny biletów poszły znacznie w górę ;)
   
Muzeum Ziemi
przykładowa tablica w muzeum
Park Dinozaurów
Plac zabaw
    
Z chęcią pokazałabym Wam jeszcze więcej zdjęć, ale krótko po przyjeździe rozładował mi się aparat i musiałam zadowolić się zdjęciami robionymi telefonem...

Muszę przyznać, że na mnie JuraPark zrobił niesamowite wrażenie! Bardzo podobały mi się te wszystkie dinozaury, które można było spotkać na swej drodze wędrując między drzewami. Niektóre z nich były na prawdę ogromne! Co prawda wyobrażałam je sobie zupełnie inaczej, ale i tak było super.

Mateusz z kolei upodobał sobie Muzeum Ziemi. Kiedy jakiś eksponat bardzo mu się podobał to mógł stać przy nim nawet kilkanaście minut. Oczywiście koniecznie musiałam przeczytać to, co było przy nim napisane plus odpowiedzieć na nieskończoną liczbę dodatkowych pytań :P Dodam jeszcze, że moje dziecko spacer pomiędzy dinozaurami... nudził.

Podsumowując - na pewno warto wybrać się do Solca Kujawskiego. Mojego synka dinozaury co prawda nie zaciekawiły, ale za to w pełni usatysfakcjonowało go Muzeum Ziemi (oraz plac zabaw - to chyba oczywiste) i chociażby dlatego nie żałowałam wydanych pieniędzy :)

Po więcej informacji dotyczących JuraParku w Solcu Kujawskim zapraszam na jego oficjalną stronę - http://www.juraparksolec.pl/
  

Odliczanie do przedszkola

Choć dopiera minęła połowa wakacji moje dziecko coraz częściej wspomina przedszkole. Mała stęskniła się za przyjaciółmi z grupy i ciągle wypytuje, kiedy znów się z nimi zobaczy. Pomyślałam więc, że zrobimy razem coś, dzięki czemu moje dziecko będzie mogło odliczać dni, do ważnego wydarzenia w jej życiu. Teraz czekamy na 3 września, czyli pierwszy dzień w przedszkolu :)

Do wykonania takiego dzieła potrzebowałam jedynie:
  • starej ramki na zdjęcia,
  • dwóch samoprzylepnych haczyków,
  • naklejek: ozdobnych oraz z literkami i cyferkami,
  • papier, nożyczki i drukarkę.
 Najpierw zaprojektowałam w komputerze napis, który świetnie pasuje na tę okazję. U nas wygląda on tak:


Tylko, że ja dodałam jeszcze zdjęcie mojego dziecka. Wam pokazuję napis bez zdjęcia, gdyby ktoś chciałby taki wzór ściągnąć i wydrukować :)

Potem wydrukowałam napis w takim formacie by idealnie pasował do ramki.


Choć jak widzicie - na kartce zostawiłam sporo miejsca na wieszaczki to i tak przykleiłam je do ramki. Dlaczego? Bo wymieniając kartkę w ramce, mogę ją wykorzystywać do różnych wydarzeń. Odliczanie do piątych urodzin córki, do gwiazdki, do jakiegoś szczególnego wyjazdu itp.


Następnie korzystając z naklejek ozdobiłyśmy naszą rameczkę.


Na koniec Alicja razem z tatusiem wykonała karteczki z poszczególnymi cyferkami, które później wieszać będziemy na wieszaczkach.


Teraz nie pozostaje nam nic innego jak czekać, aż na ramce pojawi się tylko jedynka ;)


Życzymy miłego odliczania :)

Farby w sztyfcie PlayColor

Tym razem będzie o naszym nowym odkryciu - farbach w sztyfcie PlayColor przeznaczonych dla dzieci w wieku 3-7 lat.


Jeśli mam być szczera to nie lubię kiedy Mateusz maluje farbami. Chociaż powinnam raczej napisać "nie lubię kiedy trzeba przygotować stół do malowania farbami, a potem to sprzątać" :P No bo tak - trzeba zabezpieczyć blat, przygotować ścierkę do wycierania wody z kubeczka (mój synek notorycznie ją rozlewa - ostatnio poplamił ścianę)... Później trzeba umyć stół (jaka duża nie byłaby ceratka to i tak okazuje się za mała), zestaw pędzli oraz dziecko... A ubrania wrzucić do prania...

Dlatego tak bardzo spodobały mi się farby w sztyfcie! Do aplikacji nie potrzeba ani wody, ani pędzli, a plastikowa oprawka chroni ręce przed zabrudzeniem (tak jak i forma aplikacji chroni przed zabrudzeniem wszystko dookoła). A, zapomniałam jeszcze dodać, że farby są spieralne i zmywalne (przetestowałam na swojej bluzce - wystarczyła odrobina mydła i wody)!


W naszym zestawie jest 6 kolorów farb (jest jeszcze wersja z 12 kolorami). Wszystkie one są  w 100% bezpieczne dla dzieci, gdyż nie zawierają ŻADNYCH szkodliwych substancji. Gotowe obrazki schną bardzo szybko, a więc mały nie musi się niecierpliwić, aby móc powiesić swoje dzieło na ścianie :) Do tego kolor nie blaknie, a co więcej - zachowuje również lekki połysk.


I na koniec próba - na opakowaniu widnieje informacja, że farby nadają się do malowania na papierze, kartonie i drewnie. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie spróbowali :) I tak oto ja testowałam farby na papierze i kartonie, a Mateusz - na drewnie i... sznurku (uparł się, żeby przyozdobić swoją własnoręcznie wykonaną drewniano-sznurkową łódkę).


Chyba nie muszę dodawać, że farbki zdały swój test na 100%? Jak widzicie kolory są ok, a od siebie dodam, że po wyschnięciu też nie było powodów do narzekania.

Podsumowując - farbki w sztyfcie PlayColor mogę Wam szczerze polecić. Żywe kolory, oryginalna forma aplikacji, bezpieczeństwo... I do tego idealny porządek PO malowaniu! Nie da się wystawić im innej oceny niż 5/5. Po cichu przyznam się jeszcze, że bez tej całej otoczki z masą sprzątania, w naszym domu  teraz się znacznie częściej (i więcej) maluje :)

Cena: 20,49 zł (w sklepie merlin.pl)

Muffinki z kawałkami czekolady

Muffinki uwielbiamy, nie dość, że są pyszne i łatwe to na dodatek można robić je na różne sposoby, z przeróżnymi dodatkami, zawsze inaczej i nie ma możliwości, aby się znudziły ;)

Dzisiaj Nikodem będzie miał wyprawianą urodzinową imprezkę więc wczoraj zabraliśmy się za produkcje muffinek. Postanowiłam zaprezentować Wam nasz sposób na zwykłe ciasto muffinkowe, może komuś się przyda ;)


Potrzebujemy (na 12 sztuk) :
  • 2 szklanki mąki
  • 1 szklanka mleka
  • 1/3 szklanki oleju
  • 3/4 szklanki cukru
  • 2 jajka
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego

  • ja jako dodatek użyłam kilka kawałków połamanej na drobno czekolady 

  • forma do muffinek
  • 12 papilotek

Wszystkie składniki (oprócz czekolady) miksujemy. Wrzucamy czekoladę, mieszamy. Do formy wkładamy papilotki, następnie do każdej wlewamy ciasto. Musi sięgać tak do 3/4 wysokości. Formę umieszczamy w piekarniku nagrzanym do 180°C. Pieczemy około 25 minut. 

Ponieważ robiliśmy wczoraj wszystko z podwójnej porcji, podczas drugiego rzutu dodaliśmy do ciasta 2 łyżki kakao. Dzięki temu jedna połowa babeczek jest jasna, a druga ciemna. Dzisiaj przyozdobimy je jeszcze polewą oraz kolorową posypką, ale dekorowanie to już indywidualna sprawa :)


Moje dziecko ciasto robi praktycznie samo. Niewiele muszę mu przy tym pomagać :)







Te okropne bakterie

Tematyka książek jest tak różnorodna, że chyba jesteśmy w stanie znaleźć lekturę dla naszego dziecka niemalże o wszystkim. Do nas jakiś czas temu trafiła książeczka, która od razu wpadła w oko mojej córce :)



Wydawnictwa


Jak już domyślacie się po tytule jest to książeczka o bakteriach. Opowiadanie o dziewczynce, która pewnego dnia źle się czuje i dostaje gorączkę. Jej mama wzywa lekarza, który po przyjściu wyjaśnia bohaterce książeczki skąd biorą się zarazki i jak się ich ustrzec. Choć lektura ta porusza bardzo poważny temat to książka jest wprost idealna dla kilkulatków. Ciekawe opowiadania zdobione jest licznymi kolorowymi ilustracjami, które z pewnością przyciągną uwagę małych czytelników i zachęcą je do słuchania treści. 

Ta książeczka jest bardzo mądra. Choć opowiadanie nie jest zbyt obszerne to porusza chyba każde zagadnienie z tego tematu. Jest o tym skąd biorą się zarazki, jak dostają się do naszego organizmu, jak należy się przed nimi bronić, czym jest higiena i dlaczego trzeba o nią dbać. Zarówno prosta i zrozumiała treść jak i ciekawe ilustracje sprawiają, że maluch szybko zapamiętuje przestrogi płynące z książeczki.


Ta książeczka jest ciekawa i na pewno uczy nasze dziecko bardzo ważnych i pożytecznych rzeczy. Nam bardzo się podoba :)

 Cena: 28 zł

Żelki domowej roboty :)

W szybki sposób można zrobić w domu żelki. Zdrowsze na pewno od tych ze sklepu. A można czarować kolorami i smakami. U nas cytrynowe:

Potrzebujemy:
  • 100ml wody
  • 1 opakowanie galaretki

W 100ml gorącej wody rozpuścić  galaretkę. Galaretka bardzo szybko stygnie. Można ją na pół godziny wstawić do lodówki, po wyjęciu nie roztopi się.
Miłego czarowania kolorami i smakami, a także kształtami w gotowych silikonowych foremkach :)  Polecamy !


Wirujące motylki

Jakiś czas temu Mateusz poprosił mnie o zrobienie nowej dekoracji do dużego pokoju. Jako że mieliśmy mało wolnego czasu to postanowiłam, że przygotujemy wirujące motyle.
Nasze są taką uproszczoną (i trzeba przyznać, że brzydszą :P ) wersją pomysłu, o którym TUTAJ pisała już Agnieszka mama Zuzi.

Potrzebujemy:
- białą kartkę techniczną
- 2 zwykłe białe kartki
- kredki/flamastry/pastele - do wyboru
- nożyczki
- ołówek
- klej
- nitkę

Z kartki technicznej wycięłam korpusy trzech motyli, a następnie Mateusz pomalował je pastelami na żółto (z dwóch stron).


Ze zwykłego papieru wycięłam skrzydła motyli, a następnie zaznaczyłam synkowi jak ma je obustronnie pokolorować, aby były symetryczne (pomalowałam kontury, a on domalował środki). Gotowe skrzydła przykleiliśmy do korpusu.


W korpusie każdego motyle zrobiłam dziurkę, przez którą przewlekłam nitkę.

Między uchwytami dwóch szaf przeciągnęłam białą nitkę. Następnie przywiązałam do niej wiszące motyle.


Kiedy chodzimy po pokoju podmuchy powietrza sprawiają, że motylki kręcą się dookoła własnej osi :)
Myślę, że to właśnie dzięki temu, że skrzydełka są ze zwykłego (cienkiego) papieru, motyle wirują nawet wtedy, gdy poruszamy się po odległym końcu pomieszczenia.
Oczywiście najlepiej byłoby powiesić je wzdłuż sufitu, ale my nie bardzo mieliśmy o co je zahaczyć, więc skorzystałam z uchwytów szafek, które nie są zbyt często otwierane ;)

MEGA PARK W GRUDZIĄDZU

Dziś napiszę o miejscu, które odwiedziliśmy w zeszłym roku. Mowa o pewnym Mega Parku, który znajduje się na obrzeżach Grudziądzu przy jeziorze Rudnickim.

Miejsce to podzielone jest na siedem "działów". Zoo, Lunapark, Miasteczko Weesternowe, Dinozaury, Safari, Kraina Bajek, Baśni i Legend oraz Kraina Flinstonów.


Od razu po wejściu do mega parku zobaczyliśmy "mini zoo" niestety wszystkie zwierzątka były za ogrodzeniami i nie można ich było głaskać :( Za to można było nakarmić rybki...Za drobną opłatą wylatywała garść karmy :)







Potem poszliśmy do miasteczka weesternowego. Tam znajdują się domy (w większości atrapy) rodem z jakiegoś filmu ;) Są też bary, z aranżacją z dzikiego zachodu, gdzie można sobie pojeść i pograć na maszynach do gier. Jest też koń na którym można posiedzieć, a nawet pojeździć dookoła miasteczka. Wszystko odbywa się pod okiem pracownika/opiekuna.
Dodać muszę, że wiele atrakcji, które znajdują się w tym "parku" są za dodatkową opłata. W specjalnej kasie pieniądze wymienia się na "dolary" i to właśnie nimi płaci się za wszystko.
Fajne jest również to, że można zrobić sobie pamiątkową monetę lub zdjęcie w przebraniu...





  
Trochę gier ;)



Kolejną atrakcją są różne pokazy. Np krótki pokaz wojny secesyjnej oraz Bracia Daltonowie wraz ze swoją mamą i ścigający ich Lucky Luck.




Bracia Daltonowie i ich mama :P

  Lucky Luke lapie Daltonów :P

Niestety Daltonowie uciekają z więzienia w przebraniach :P



Potem wybraliśmy się do "zoo safari" i dinozaurów,ale po drodze znaleźliśmy jeszcze to :P

Po wejściu do "zoo safari" zobaczymy wyznaczoną trasę, a po jej bokach znajdują się plastikowe figurki zwierząt, szczerze powiem, że o wiele ciekawiej byłoby gdyby można było chociaż do nich podchodzić i porobić sobie zdjęcia...


Po oglądnięciu "Safari" wchodzimy na kolejną ścieżkę, tym razem prowadzi nas ona między dinozaurami. Kilka z nich jest ruchomych, zresztą zobaczcie sami:








Zaraz po dinozaurach jest kraina Flinstonów. Szczerze powiedziawszy nic specjalnego. Kilka figurek i pojazdów, oraz (o ile dobrze pamiętam) dwa, albo trzy domki.






Dalej jest kraina bajek,która też jakaś taka skromniutka była i do tego nic nie mozna było dotykać...




  
Wielką atrakcją jest też mała sala zabaw:


W "Lunaparku" znajdują się samochodziki, trampolina, gokarty i teraz widzę, że nowością jest jeszcze basen z łódkami i jakieś dmuchane zamki...


Idąc do wyjścia można zobaczyć jeszcze dinozaurowe auto :)


Atrakcji na pewno jest o wiele więcej, zdaję sobie sprawę, że przez rok czasu mogło się tam co nieco zmienić... Wszystkiego dowiecie się na stronie internetowej Mega Parku - TUTAJ.

Hmmm a jakie były nasze wrażenia? Nikodem był bardzo zadowolony... kilka godzin tam spędzonych pozbawiły go sił. Wybawił się za wszystkie czasy :) A ja? Nie narzekałam nawet za bardzo. Nie powaliło mnie to na kolana, ale było to na pewno fajnym przeżyciem ;)

 A nawiązując do tematu, pamiętacie o naszej zabawie?
Wystarczy podesłać nam na emaila link do notki ze swojego bloga, lub gotowy tekst który opowiada o jakimś ciekawym miejscu w Polsce, które warto odwiedzić. Dzięki Wam tworzymy mapkę, która będzie przewodnikiem po ciekawych miejscach w Polsce :)

Szczegóły zabawy zobaczcie TUTAJ, a mapę TUTAJ :)